29 grudnia 2012

Śmierć tekstu = śmierć teatru?

W postmodernistycznym świecie wszem i wobec głosi się śmierć teatru. Odrzuca się tekst dramatyczny i obserwuje się zwrot inscenizatorów ku przekazowi multimedialnemu. Teatr coraz rzadziej pyta o intencję nie tylko autora, ale i tekstu sztuki. Reżyserzy z dezynwolturą dokonują niejednokrotnie gwałtu na tekście, nieco rzadziej prowadzą z nim twórczą grę, zawsze biorąc za kontekst współczesną kulturę i poszukując uniwersalnego języka, który niestety często graniczy z niezrozumieniem i pustym werbalizmem.

Problem zaniku tekstu dramatycznego kosztem multimedialności skłonił mnie do refleksji nad kondycją teatru. Postanowiłam przyjrzeć się zjawiskom kulturowym, które zachodzą na naszych oczach i na podstawie tych obserwacji stwierdzić, czy rzeczywiście dla publiczności tekst sam w sobie przestaje być atrakcyjny i czy istnieje sposób, by na nowo zainteresować widza dramatem.

Przecież już na progu XX wieku było wielu reformatorów i twórców teatru, którzy redukowali rolę tekstu do minimum. Adolphe François Appia dążył do tego, by ciało aktora traktować jak rzeźbę, kładł nacisk na scenografię i muzykę, z kolei Edward Gordon Craig proponował transformację aktora w Über-marionette. Lata dwudzieste XX wieku były czasem narodzin Teatru Okrucieństwa Antoine’a Artauda, lata trzydzieste natomiast przyniosły pewne novum – wprowadzenie do teatru projekcji filmowych przez Erwina Piscatora. Od tradycyjnego pojmowania teatru odbiegały również koncepcje teatralne Petera Brooka, Tadeusza Kantora, Jerzego Grotowskiego, Józefa Szajny czy Eugenio Barby. Jednak ich twórczość nie doprowadziła do destrukcji teatru, wręcz przeciwnie, przyczyniła się do jego ożywienia, reformy i twórczego przetworzenia starych wzorców.

Teatr jest żywy, musi reagować na zmiany, które zachodzą w świecie, wychodzić naprzeciw horyzontom oczekiwań odbiorcy. Mottem swych działań uczyniłam wypowiedź profesor Barbary Lasockiej – Pszoniak: ”Granice teatru to granice słowa. Tam, gdzie kończy się słowo, tam nie ma już teatru”. Powyższe stwierdzenie zainspirowało mnie, by stworzyć projekt, który udowodni, że tekst i multimedialność mogą współistnieć, dając zadowalające rezultaty. Co więcej, tworząc nową jakość w teatrze i przyczyniając się do zainteresowania „nowego” widza współczesnym dramatem. W ten sposób powstał projekt PC Drama, którego fundamentalnym założeniem jest performatywne czytanie dramatu. Z definicji czytanie performatywne to zdarzenie interdyscyplinarne – kompilacja tekstu, aktorskiej improwizacji, muzyki i obrazu, której elementy przenikają się polifonicznie i synchronicznie dopełniają, wywołując u widza synestetyczne wrażenia1. Dla mnie performatywne czytanie to kolaż tekstu, dźwięków i obrazu, to swoiste próby generalne w wyobraźni reżysera, aktorów, widzów.

Zdaniem wielu antropologów i socjologów postrzeganie kultury powinno mieć charakter performatywny. Powszechnie wiadomo, że nasza współczesność rozgrywa się w rzeczywistości o zatartych granicach. Ściśle ustalone, niezmienne kategorie ulegają dekonstrukcji, odbywa się wędrówka poprzez rozmaite poetyki i gatunki. W sferze działań twórczych dominują hybrydyczne formy sztuki, które są trudne do zdefiniowania i przyporządkowania określonym kryteriom, bowiem przekraczają granice autonomicznych języków estetycznych, zestawiają wiele mediów i dyskursów. Reżyserzy używają coraz częściej wyszukanych form, posługując się komunikacją multisensoryczną. Postanowiłam zatem spojrzeć na teatr jako genius loci, jako przestrzeń spotkania, w której przenikają się rozmaite media i języki, w której aktorzy i reżyserzy prowadzą twórczy dialog z publicznością. Jednak punktem wyjścia dla wszelkich działań scenicznych uczyniłam tekst. Do współpracy zaproszałam reżyserów, którzy prezentują odmienne i twórcze interpretacje współczesnych dramatów. Zależało mi na tym, by młodzi artyści wtargnęli do naszej rzeczywistości i podjęli próbę rozbicia dogmatycznych systemów myślenia, aby zakreślili granice własnej kultury.

Już teraz mogę powiedzieć, że stwierdzenia o śmierci teatru były wyolbrzymione. Dramaty prezentowane na scenie Żaka wzbudziły zainteresowanie publiczności, i to nie tylko pasjonatów i entuzjastów, lecz również ludzi, którzy dotychczas nie zetknęli się z materią teatru. Co więcej, udało mi się dotrzeć do odbiorcy „niekonwencjonalnymi” (dziś już właściwie powszechnymi) metodami. Większość widzów dowiedziała się o PC Dramie za pomocą internetu, stworzyłam bowiem bloga2 oraz profil na portalu społecznościowym Facebook. Podczas kolejnych odsłon PC Dramy przeprowadzałam ankiety, w których widzowie mieli wskazać źródło, z którego dowiedzieli się o projekcie – siedemdziesiąt procent stanowił internet. Po każdym czytaniu dramatu, publiczność miała okazję uczestniczyć w dyskusji moderowanej przez przedstawicieli kadry akademickiej Uniwersytetu Gdańskiego. Wielokrotnie ze strony widowni płynęły głosy o atrakcyjności formy podawczej dramatu, jaką jest publiczne czytanie, otwarta próba. PC Drama spotkała się z aprobatą odbiorców w różnym wieku. Jednak najważniejszym rezultatem projektu jest to, że udało się udowodnić, że teatr, którego rdzeniem jest tekst, może być atrakcyjny. Natomiast od multimedialności i interdyscyplinarności w ponowoczesnym świecie się nie ucieknie. Wszystkie przewartościowania, zmiany konwencji i paradygmatów, transformacje są logiczną konsekwencją i stanowią odzwierciedlenie przemian społecznych. Współczesna sztuka teatralna odsyła do różnych kontekstów kulturowych, jedno medium dookreśla kolejne, wzajemnie się aktywizuje i pobudza widza do rozmaitych interpretacji. Takie tendencje zapewne nie są rzadkością, są koniecznością. Jesteśmy skazani na ewolucję. Teatr wielokrotnie przeformułowuje swoje znaczenia, ale nie sądzę, że grozi mu kompletna destrukcja, ponieważ wciąż ”służy za zwierciadło naturze”3, ”jest jak gąbka”4, wchłania w siebie całą rzeczywistość. W końcu teatr to ”słowa, słowa, słowa”.

3 W. Szekspir, Hamlet. Przeł. J. Paszkowski, s. 70.

4 Sformułowanie Jana Kotta pochodzi z książki: J. Kott, Szekspir współczesny, Kraków 1965.