Dziś kompilacja pięknych miejsc rozsianych na południu Teneryfy. Rozpoczynam od ukochanej kamienistej, mało uczęszczanej przez turystów plaży w Los Cristianos, położonej w odległości kilku kilometrów od najbardziej popularnych hoteli, usytuowanych nad samym oceanem. Wakacyjni goście, przyjeżdżający na urlopy all inclusive, są zbyt leniwi, by iść pieszo kilka kilometrów, wybierają głównie piaszczyste plaże, jak del Duque, znajdujące się blisko centrów handlowych, z leżakami i parasolkami. Na klifach w Los Cristianos oglądaliśmy najpiękniejsze zachody słońca, godzinami rozmawialiśmy o naszych marzeniach i obserwowaliśmy zwinne jaszczurki. Po drodze mijaliśmy pole pełne camperów i surferów, dawne restauracje i opustoszałe ogromne hotele, które nie przetrwały kryzysu w Hiszpanii.
Drugą część naszego pobytu mieszkaliśmy na calle Finlandia, na zamkniętym osiedlu Buenavista. 10 minut wspinaczki po pobliskich ulicach o nazwach europejskich państw i byliśmy na tarasie widokowym.
Krótki spacer w drugą stronę i byliśmy nad samym Siam Parkiem.
„Dyskretne” przystanki autobusowe w Las Americas 🙂
Costa Adeje, słynne mozaiki naprzeciwko „Las Vegas”.
Bramka do naszego osiedla na Calle Finlandia 13 🙂
Cel naszej ostatniej wyprawy osiągnięty – Barranco del Infierno (ośmiokilometrowy szlak wiodący przez wąwóz). Podczas naszej wizyty Piekielny Wąwóz był zamknięty ze względów bezpieczeństwa, ponieważ w 2009 roku zginęła tam niemiecka turystka, po tym jak osunął się na nią kawałek skały i uderzył ją w głowę. Nie pytajcie, jak się tam dostaliśmy. Z tej wycieczki najlepiej pamiętam butelkę z wodą, której bardzo szybko zaczęło nam brakować 😉
Fragment hotelu w Los Cristianos. Nieopodal znajdowała się super knajpa z idealnie schłodzonymi kuflami. Tam piwo smakowało najlepiej 🙂
Długie spacery wzdłuż oceanu w Las Americas. Co chwile inne plaże: z czarnym piaskiem wulkanicznym, jasnym, przywiezionym znad Sahary, kamieniste, do wyboru, do koloru…
Kawiarnia w Las Americas. Nie polecam osobom mającym lęk wysokości 😉
Monkey Beach w Las Americas.
Playa del Duque. Fale były tak wysokie a piasek tak gruboziarnisty, że wychodząc z oceanu, w stroju kąpielowym miało się kilogramy kamyczków 😉
Jedno z niewielu zdjęć w Santa Cruz de Tenerife – stolicy. Byliśmy tam tylko przez kilka godzin podczas przeglądu filmów inspirowanych twórczością Stanisława Lema. Mieliśmy jeszcze wrócić, ale niestety zabrakło czasu.
Candelarię odwiedziliśmy tylko jeden raz, przy okazji zajęć w szkółce niedzielnej dla Polaków.
Pomniki przedstawiające rdzennych mieszkańców Wysp Kanaryjskich – Guanczów.
Los Gigantes – klify olbrzymów osiągające wysokość od 300 do 600 metrów.
Wspominana wcześniej La Caleta – malownicze portowe miasteczko.
Słodkie labradory z wydrążonymi w płocie otworami, wyglądały uroczo 🙂
Maciek i błękit oceanu 😉
Bulwar pomiędzy Las Americas a Los Cristianos.
Plaża nieopodal La Calety. Podobno w tym portowym miasteczku kręcono m.in. jedną z części Jamesa Bonda ”Die another day”
W następnym wpisie będzie bardzo dużo słońca w najczystszej postaci 😉